Optymistom żyje się lżej
Optymistom lżej żyć – to fakt naukowy. Badania wskazują, że żyją
dłużej i zdrowiej. Zespół Barbary Fredericson, jednej z czołowych
badaczek szczęścia, wyliczył z matematyczną precyzją, że rozkwitamy
życiowo przy proporcjach pozytywnych emocji do negatywnych przynajmniej
jak 3 do 1. Co oznacza, że na każde negatywne doświadczenie emocjonalne powinny przypadać co najmniej trzy pozytywne odczucia.
Zgodnie z koncepcją Barbary Fredrickcon, jeśli zadbamy o częstą obecność
w naszym życiu pozytywnych emocji i stanów odczuwania, przyczyni się to
do realizacji pełni naszego potencjału i zwiększenia komfortu
życia. Są to według niej: radość, wdzięczność, spokój, zainteresowanie,
nadzieja, duma, rozbawienie, inspiracja, zachwyt i miłość. Twierdzi ona, że poczucie szczęścia nie tylko wynika z powodzenia
życiowego, ale także buduje owo powodzenie. " Szczęście jest głównym autorem szczęścia.”
W latach 80. i 90. jak świeże bułeczki sprzedawały się poradniki spisane na fali amerykańskiego New Age. New Age to mieszanka religii Wschodu, przekazów z zamierzchłych
cywilizacji oraz astrologii. Opiera się na przekonaniu, że człowiek
połączony jest energetycznie z całym wszechświatem, a zatem cokolwiek
pomyśli, stanie się ciałem, jeśli tylko w to uwierzy. Proponowanymi sposobami na osiąganie celu są miedzy innymi afirmacja i wizualizacja.
Stosowali je podobno Bill Gates, Will
Smith czy Jim Carrey. Ten ostatni w 1984 roku, gdy był początkującym
komikiem, zaczął afirmować, że zarabia milion dolarów, i dał sobie na to
dziesięć lat. W 1994 roku za rolę w filmie „Głupi i głupszy” dostał 10
mln dol. Hmmm - myślę, że nie tylko afirmacja miała tu znaczenie. Szczerze przyznam, że traktuję tego rodzaju poradniki raczej z przymrużeniem oka. Ale lubię od czasu do czasu coś w tym rodzaju przeczytać.
Chociażby tylko po to żeby się uśmiechnąć i uświadomić na nowo to, co mi na co dzień umyka. Na zdjęciach jeden z moich nabytków. Niegrzeczny tytuł tej książki przyciąga uwagę. No może nie wszystkich. Moją w każdym razie przyciągnął! Do tego stopnia, że postanowiłam ją sobie kupić. Okazało się, że to książka z obrazkami dla dorosłych. Głównie chodzi o to, że wszyscy mamy tendencję do zbyt poważnego traktowania siebie i świata.
Pewne rzeczy trzeba sobie czasami odpuścić. Książka zawiera ukrytą sugestię, że rzeczy nie są aż tak istotne, za jakie je uważamy. Właściwa dawka luzu ma moim zdaniem zdecydowany wpływ na nasz stosunek do życia. Optymistom lepiej się wiedzie dzięki tzw. samospełniającym się proroctwom. A może dzięki temu, że już na początku zakładają, że im się uda? A to na sto procent daje siłę do działania i realizowania swoich marzeń.
Szczęściu trzeba pomóc... :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŻeby to jeszcze było takie proste :) Zwykle widzę wszystko w czarnych barwach a na końcu okazuje się, że niepotrzebnie panikowałam! Taki charakterek i chyba już nic nie da się z tym zrobić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lillu :)
...tylko podobno, wg innych badaczy rodzimy sie ze stałym poziomem szczęśliwości, czyli poczucia szczęścia w sobie. I okoliczności życiowe są w stanie odrobine podnieść lub obniżyć ten poziom, ale co do zasady, nie są sie go trwałe zmienić. Odczuwaniu szczęścia najbardziej chyba przysługują sie ćwiczenia fizyczne. Buziaki, kochana.
OdpowiedzUsuńOj zgadzam sie w 100%, kurcze zycie mamy tylko jedno czemu mamy siedziec I marudzic I wiecznie narzekac no powiedzcie sami ;-)
OdpowiedzUsuńP.s. oczywiscie nie mowie ze sana czasami nie pomarudze I nie widze swiata w czarnych barwach :-)
OdpowiedzUsuńWarto być optymistą, choć dlaczego czasami to takie trudne ... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo chciałbym być optymistą, tylko z upływem czasu coraz trudniej... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA u mnie to jakoś odwrotnie :)
Usuń