Przejażdżka w chmurach
Wakacje to taki czas, kiedy nie muszę robić nic ale mogę robić wiele. Mogę na przykład wybrać się w nieplanowaną podróż. Wystarczy spakować walizę, wsiąść do samochodu... i jazda. Przez spory kawałek Europy do rumuńskiego miasteczka Baia Mare.
Baia Mare (nazwa oznacza po polsku "Wielką Kopalnię" ) - stolica i największe miasto okręgu Marmarosz (obecnie często uznawanym za część Transylwanii). Jak to zazwyczaj w miastach przygranicznych różnie się działo. Był okres kiedy mieszkali w nim niemieccy osadnicy, potem miasto należało do Węgier. Obecnie leży w granicach Rumunii ale mieszkańcy to mieszanka, dlatego mówi się tutaj po rumuńsku i węgiersku.
30 stycznia 2000 roku tama otaczająca staw z rudą zarządzana przez firmę Aural SA pękła. W rezultacie 100 000 metrów sześciennych substancji rozlało się do otoczenia, a zawierało od 50 do 100 ton związków cyjanków. Jak widać w tej chwili problemem w Transylwanii nie jest Drakula. Tylko normalna cywilizacja i problemy wynikające z nieprzemyślanych ludzkich działań.
Na zdjęciach powyżej nowa część miasta. W zasadzie już podobna się do naszych miast. Te same centra handlowe, te same supermarkety. Odmianę stanowią małe, prywatne butiki sprzedające ciuchy sprowadzane z Włoch. Szczególnie duży wybór butów, zwłaszcza szpilek. Zresztą sporo tam Włochów, z którymi wszyscy dogadują się bez problemów. Podobno dzięki podobieństwu języków. Najstarsze wzmianki o Baia Mare pochodzą z 1142 roku. Miasto to ma więc długą tradycję , a co za tym idzie również starą cześć.
W zasadzie zaczyna się dopiero odnawianie. W wielu miejscach zostało jeszcze sporo do zrobienia. Takie są skutki wieloletnich zaniedbań.
Są i atrakcje typowo lokalne. Dla mnie niezwykłym miejscem był miejscowy targ. Mnóstwo owoców, warzyw, serów, kwiatów no i niepowtarzalnych osobowości.
Takie miejsca naprawdę odchodzą do historii. Wiadomo stan tych targowisk pozostawia wiele do życzenia. Czystość to nie jest ich podstawowa cecha. Nowoczesność również nie ale za to wszystko pachnie i smakuje nadzwyczajnie. Smak prawdziwego jedzenia a nie tekturowych wyrobów piekarniczych, genetycznie modyfikowanej i sztucznie pędzonej żywności.
Handluje każdy, kto tylko chce i dokładnie niemal wszystkim, czym można. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o węgierskie winnice w okolicach Egeru.
A potem była już Słowacja i tytułowa przejażdżka w chmurach. Przez całą podróż było raczej burzowo. Udało nam się zmoknąć na wiele sposobów: i po węgierski, i po rumuńsku i słowacku. Chmury dosłownie sięgały ziemi. A my musieliśmy pokonać kilka gór, których z dołu prawie nie było widać. Za to z góry widok zapierał dech w piersi...
Chociaż jazda w takich warunkach po górskich serpentynach to nie jest moje ulubione zajęcie. Do domu jednak zawsze wraca się z przyjemnością, bez względu na warunki drogowe i pogodowe.
To musiała być taka mała przygoda, ale za to jaka niezwykła!
OdpowiedzUsuń:)
alez piękna relacja, super są te latarnie na zdjęciach, i tyle arbuzów no i góry, góry
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Miło przenieść sie za Twoją sprawą w taka malowniczą podróż. Fantastyczne góry w chmurach.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia
Ewa
Przez moment też, dzięki Tobie byłam w Rumunii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Marzy mi się taka wakacyjna wyprawa do Rumunii.Na razie byłam tylko przejazdem i nie wspominam tego najlepiej bo na trasie nr7 mało nie zostawiliśmy pól samochodu. Ale wiem jako geograf,ze jest tam dużo ciekawych rzeczy do zobaczenia i mam na to wielka ochotę. Pozdrawiam cieplutko. Ania:)
OdpowiedzUsuńWspaniała wyprawa i opisana cudnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
KobiecePasje
Piękne zdjęcia, relacja, a pewnie jeszcze piękniejsze przeżycia...........Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńFajnie tak się spakować i wyjechać. Szkoda, że ja tak nie umiem :(
OdpowiedzUsuń